Komentarze: 0
Bała się podnieść oczu, aby nie
rozwiać błogiego wrażenia. Pod listwą drgającą w słońcu wilgotnemi kroplami, szedł obok niej on, z jasnem czołem, z trwożliwą pokorą i bezdennem przywiązaniem w młodzieńczych rysach, uchylając tamujące jej przejście gałęzie. I jak dawniej, w oczach świeciła mu troska o nią, chciał jej oszczędzić przykrości, wrażeń bolesnych; błagalnym gestem zachęcał ją do odwrotu.
Przez głowę przemknęła jej myśl, że żyjący spełniłby ten akt poświęcenia, że odsunąłby nawet widok swej śmierci, aby jej boleści nie sprawić. Ciężyła nad nią obezwładniająca, miłością nabrzmiała tęsknota.